Danuta Felicja Grosser (1921-1985)
Dnia 17 maja 1985 roku zmarła długoletnia nauczycielka polskiej szkoły sobotniej w Edmontonie, zasłużona działaczka społeczna, szczególnie aktywna w niesieniu pomocy polskiemu harcerstwu. W czasie II wojny światowej Danuta Grosser pochodząca z Torunia, była więźniem politycznym w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Poniżej zamieszczamy pożegnanie zmarłej napisane przez jej koleżankę z obozu koncentracyjnego p. Genowefę Możdżeńską, również zasłużoną działaczkę polonijną. Tekst ten został odczytany nad trumną pani Danuty przez inż. Jana A. Bednarskiego majora Wojska Polskiego.
Droga i kochana Danusiu,
Spotkałam Cię wraz z Twoją siostrą Zosią w 1941 roku w piekle na ziemi, w obozie koncentracyjnym w Ravensbruck. Byłaś malutka, chudziutka, jak jedenastoletnia dziewczynka. Twarz miałaś białą i smutne oczy. Zabrali Cię z domu z ojcem i siostra, której męża rozstrzelano w 1940 roku. Przywieźli was do Ravensbruck. Ojca wykończono w Dachau.
Kiedy Cię poznałam, miałaś już za sobą pracę przy budowie domu dla SS, gdzie każda cegła była krwią rąk znaczona, pracą przy budowie szos, noszenie żwiru i węgla, gdzie w ciągu dnia plecy się nigdy nie prostowały. Potem praca u szewca, wreszcie w szwalni, przy reperacji bielizny i pasiaków dla więźniów. Pasiaki, pospinane drutami i gwoździami, sklejone krwią i ropą, podziurawione kulami od rozstrzeliwań. Nosiłaś olbrzymie kosze, pełne trocinowych chlebów, 50-litrowe kotły z zupą, brukwią i woda, kotły, których uchwyty z drutu przecinały Twoje palce. Po nocach udręki czekało na Ciebie ranne udręczenie – apel. Bo nocy nie przespałaś w szczęśliwym zapomnieniu. Chore nerki buntowały się nocą przeciw mokrym butom i silnym mrozom. Apel o trzeciej w nocy. Nad Tobą gwiaździste niebo wspaniałe. Każda gwiazda na swoim miejscu. A potem wypływały kolorowe świty, czyste, promienne. Zdawało się, że urągają nam, chudym, czarnym, stojącym na pyle węglowym, ponurym, nieszczęśliwym istotom ludzkim, jakby nie od tego samego Boga poczętym, albo zapomnianym. Pytasz kiedy będzie koniec tej męczarni? Stałaś w ciszy, bez ruchu, pełna głębokiego buntu przeciwko złu tego świata. Kiedy indziej stałaś w ulewnym deszczu, a deszcz spływał jak po drzewie, napełniając trepy, spływał dalej. Albo w śniegu po kolana i temperaturze -30 stopni. Po takich apelach suszyłyśmy pasiaki i trepy na własnych ciałach. Na innych apelach stałyśmy sztywne i prawie martwe, bo wyczytywano nazwiska więźniarek przeznaczonych do transportu, ale do Św. Piotra przez komin, albo na doświadczalne operacje. Znowu ubyło nam kilkanaście koleżanek. Wieczorem do pralni odesłano ich koszule, pokryte krwią i piaskiem. Te dni były długie jak tygodnie, a tygodnie jak lata a lata jak wieczność.
Nadszedł rok 1945. Zapowiedział się szwedzki Czerwony Krzyż. Komenda obozu nakazała gremialne porządki. Wymalowano baraki. A ludzie? Ludzi poselekcjonowano, starsze i chore i trochę kalekie posłano do kominów, młodsze wywieziono do Bergen-Belsen. Zostawiono 400 pracowniczek i trochę chorych. Kontrola „się udała”. Po odjeździe Szwedów wywieziono pokazowe magazyny żywności, a nam zostawiono spalone jarzyny i spleśniały chleb. Wojska rosyjskie stały nad Odrą. 25 kwietnia dostałyśmy po dwie paczki z Kanady na drogę i bydlęcymi wagonami, pod opieką szwedzkiego Czerwonego Krzyża, ruszyłyśmy przez Danię do Szwecji. W Hamburgu całą noc sypały się obok nas bomby. W Danii ktoś podłożył bombę pod pociąg. Potem Szwecja. Drogi nasze rozeszły się, ale chwilowo, bo już w 1951 roku spotkałyśmy się w Edmontonie.
O jakże zmieniłaś się Danusiu, wreszcie zobaczyłam Cię podobną do człowiek, zdrową, szczęśliwą, zamężną, wesołą. Przez wszystkie lata swojego tu pobytu, pamiętałaś o ludziach wygnanych z Węgier czy z Polski. Gościłaś ich w Waszym domu. Pomagałaś koleżankom w Polsce. Mimo, że Twoje zdrowie i siły były coraz słabsze, do końca byłaś czynna. Nigdy się nie skarżyłaś. Byłaś zawsze chętna, ofiarna, wdzięczna za przyjaźń i wierna temu o dobre i trwałe. Przypominam Ci Danusiu, co masz w tym koszyku życia, więc zabierz go ze sobą. Postaw u stóp Najświętszej a na pewno nie będziesz stać na niebiańskim apelu tak długo jak na apelu e obozie. Niech Bóg będzie Ci łaskaw! Żegnam Cię Danusiu.
Prosiłam, aby brat to przeczytał. Wszak on żołnierz, a Ty też byłaś żołnierzem Twej ukochanej Polski.
Genowefa Możdżeńska (Giga) jedna z tych, z którymi byłaś za życia w piekle.
Źródło: Dialogi, Kwartalnik Kongresu Polonii Kanadyjskiej, okręg Alberta Lipiec-Wrzesień 1985