Powojenne losy polskich pilotów myśliwskich.

Wielki samotnik – Ostatnie lata Stanisława Skalskiego

Stanisław Błasiak

Gazety codzienne i czasopisma wiele miejsca w ostatnich tygodniach poświęcają największemu polskiemu pilotowi myśliwskiemu, gen. bryg. Stanisławowi Skalskiemu, zmarłemu 12 listopada br. Większość z nich podaje, że: od września mieszkał w przytułku, zmarł w nędzy, umierał w samotności. Podobne, fałszywe oceny, znalazły się również w wystąpieniu ordynariusza polowego – biskupa Tadeusza Płoskiego, wygłoszonym w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie podczas mszy świętej pogrzebowej 19 listopada 2004. Wszystko to odbiega daleko od rzeczywistości. Czas więc, aby społeczeństwo poznało fakty z ostatnich lat życia Generała.

Nasze pierwsze spotkanie

Generała Stanisława Skalskiego (ówczesnego pułkownika) poznałem w 1969 w Lisich Kątach, podczas zakończenia Szybowcowych Mistrzostw Polski Kobiet. W 1991, jako pilot PLL LOT, rozpocząłem przeszkolenie na Boeinga 767. W lutym następnego roku w swoim pierwszym locie zapoznawczym na tym typie samolotu poleciałem do Toronto, gdzie w pobliskim mieście Mississauga, w Domu Pogodnej Starości Wawel Villa mieszkał inny wielki pilot – Bolesław Orliński, który z mechanikiem Leonardem Kubiakiem wykonał w 1926 gigantyczny wieloetapowy przelot na trasie Warszawa–Tokio–Warszawa. Ten wyczyn przyniósł mu ogromną sławę w społeczeństwie polskim i był przyczyną gwałtownego wzrostu zainteresowania lotnictwem polskiej młodzieży, która tłumnie ruszyła na lotniska. Dziesięcioletni wówczas Stanisław Skalski pod wpływem tego lotu uległ również urokowi lotnictwa, marząc, aby zostać pilotem. W przekonaniu tym utwierdziły Go dalsze sukcesy Orlińskiego jako pilota doświadczalnego w PZL Warszawa, jego fantastyczne popisy akrobacyjne w Cleveland (USA) na polskim samolocie PZL P-6 w 1931, zwycięstwo Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury w Challenge 1932 oraz pokonanie Atlantyku przez Stanisława Skarżyńskiego na RWD-5 w 1933.

W 1940, kilka miesięcy przed Bitwą o Wielką Brytanię, Stanisław Skalski spotkał swego idola, Bolesława Orlińskiego w szkole lotniczej Eastchurch, w południowo-wschodniej Anglii. Odtąd zrodziła się ich wielka przyjaźń, która trwała do końca życia Bolesława Orlińskiego. Obaj piloci spotykali się później jeszcze kilkakrotnie po wojnie, gdy Stanisław Skalski przylatywał do Kanady. Znając te fakty, odwiedziłem Generała przed tym swym lotem do Toronto, aby Bolesławowi Orlińskiemu przekazać najświeższe wiadomości od przyjaciela. To zadanie wypełniłem, przekazując Orlińskiemu również prezenty od jego siostry Amelii Orlińskiej-Kudrewicz i jej córki Zofii Kudrewicz-Hubickiej z Wrocławia, gdzie wówczas mieszkałem.

Po powrocie opowiedziałem Stanisławowi Skalskiemu o wizycie, po czym Generał zaprosił mnie na następne spotkanie. Znajomość z Nim przerodziła się w przyjaźń. W gościnnym mieszkaniu asa polskiego lotnictwa myśliwskiego zacząłem bywać dwa, trzy razy w tygodniu. Były to dla mnie cudowne chwile, przeplatane lotami służbowymi za Atlantyk, m.in. do Chicago, Nowego Jorku i Montrealu, gdzie wszędzie spotykałem kolegów Skalskiego z okresu wojny.

Stanisław Skalski miał nieprawdopodobny dar opowiadania, i to nie tylko swych przeżyć lotniczych. Słuchanie Go było tak frapujące, że spędzałem z Nim cały wolny czas, zaniedbując tym samym wszystkie inne znajomości w Warszawie. Miało to dla mnie tym większe znaczenie, że przyjaciół Mu nie brakowało. Wielu z nich działało w różnych rodzajach lotnictwa, wielu było aktorami i politykami. Polityką zajmował się od zawsze. Choć był aktywny w różnych dziedzinach, to naprawdę najważniejszy dla Niego był los Ojczyzny i dobro Polaków. Dlatego angażował się w życie polityczne i społeczne kraju. Wiele Jego działań wywoływało zdziwienie opinii publicznej. Przyznać trzeba, że wierząc ludziom, bywał wykorzystywany przez zręcznych graczy politycznych do różnych celów. Szybciej niż inni dostrzegał nędzę poczynań rządzących i wówczas, jak myśliwiec w powietrzu, starał się znaleźć szybkie rozwiązanie, co bywało nierzadko wykorzystywane przez ludzi nieuczciwych. Jego nazwiska nadużywano przy różnych okazjach, jak na przykład w listach zbiorowych. Czasami przed ich podpisaniem przedstawiano Mu część prawdy, czasami takie listy pojawiały się w prasie z Jego nazwiskiem, mimo iż ich nie podpisywał.

Kontrowersyjna nominacja

Wielu ludziom nie podobało się, że przyjął nominację generalską w 1988. Powiedział mi, że osobiście dla Niego nie miała ona prestiżowo żadnego znaczenia. Zastanawiając się jednak, czy ją przyjąć, zdecydował się na to dlatego, iż uważał, że więcej dla Polski będzie mógł zrobić w stopniu generała niż pułkownika. Warto tu wspomnieć, że po wyjściu z więzienia w 1956 chciał zupełnie zrezygnować z działalności publicznej i zająć się rzemiosłem. Dopiero usilne prośby Mariana Spychalskiego, aby powrócił do lotnictwa, bowiem odradzająca się Ojczyzna potrzebuje takich, jak On fachowców, spowodowały zmianę Jego decyzji.

Mitem jest również jego rzekomy antysemityzm. Było wręcz przeciwnie. Sam na ten temat zawsze mówił: nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę antysemitą. Kochał kulturę żydowską i doceniał jej wielki wkład w kulturę polską. Któregoś wieczora, zaraz po przestąpieniu progu Jego mieszkania, powiedział mi ze łzami w oczach: Stasiu, zrób coś, aby festiwal kultury żydowskiej na krakowskim Kazimierzu pokazywano w telewizji nie o 11-tej w nocy, ale zaraz po wieczornym dzienniku! Kto bowiem tak późno ogląda TV? Powtórzenie tego programu oglądał z wielkim wzruszeniem. Generał miał wielu przyjaciół pochodzenia żydowskiego o głośnych nazwiskach, którzy Go bardzo cenili. Spotykali się u Niego w mieszkaniu i w restauracjach. Od dziecka był wychowany w tolerancji do różnych kultur i narodowości. Dzieciństwo i młodość spędził w Dubnie, mając kolegów nie tylko wśród Polaków, ale i wśród Rosjan, Ukraińców, Czechów i zwłaszcza Żydów. (…)

Pogarszający się stan zdrowia

Do 1999 Generał był bardzo sprawnym mężczyzną, nie akceptującym jakiejkolwiek pomocy od przyjaciół. Wszystko, co było dlań niezbędne, jak: zakupy, gotowanie posiłków, czy sprzątanie mieszkania, robił sam. Próba zaoferowania pomocy, np. odkurzenia mieszkania, kończyła się ostrą reprymendą. W drugim człowieku, którego akceptował, widział przede wszystkim partnera do rozmowy, prowadzonej często przy kuflu piwa lub kieliszku wódki. Z wiekiem zaczęły się, niestety, problemy ze zdrowiem. Przed kilku laty, pewnej niedzieli, po zbudzeniu, stracił w kuchni przytomność, nie zdążywszy zaparzyć herbaty. Upadając, uderzył się w tył głowy o kuchenkę gazową. Nie wiedział, jak długo był nieprzytomny. To zdarzenie przeżył tak mocno, że po pewnym czasie poprosił mnie o zrobienie zdjęcia imitującego ten wypadek.

Pogarszający się wzrok spowodował trudności z czytaniem, które było dla Niego potrzebą pierwszorzędną. Zdecydował się na operację obu oczu. Mimo iż zabieg przeprowadził znakomity specjalista, wzrok się nie poprawił. Z pomocą lupy i mocnych okularów próbował czytać, aby znać bieżącą sytuację w Polsce i na świecie.

Było jednak coraz gorzej, okulary i lupa już nie wystarczały. Mawiał, że chętnie dałby sobie obciąć nogi w zamian za przywrócenie wzroku. Miał nadzieję, że może uzyska skuteczną pomoc w leczeniu oczu za granicą. W roku 2000 wyjechał do Londynu z okazji 60-lecia Bitwy o Wielką Brytanię. Niestety, okuliści brytyjscy też nie dali Mu nadziei na poprawę widzenia. Wkrótce doszły kłopoty związane z układem krążenia, czego widomym znakiem były popuchnięte nogi. Niestety, nie było możliwości sprowadzenia do mieszkania lekarza, bowiem Generał kategorycznie odmawiał takiej wizyty, uważając, że sam wie najlepiej, jak się ma leczyć.

Jeden z dziennikarzy napisał przed lat artykuł pod tytułem Samotny w powietrzu, samotny na ziemi. W istocie, będąc bardzo towarzyski, miał również cechy samotnika, lubił samotnie spędzać czas. Z tego powodu stronił od członkostwa w różnych organizacjach. Ale był członkiem wrocławskiego Klubu Lotników LOTECZKA, który przyznał Mu swoje najwyższe wyróżnienie: ZŁOTĄ LOTKĘ. Położył ją na zaszczytnym, centralnym miejscu: na telewizorze, więc stale miał ją przed oczami. 2 czerwca 2000 wyleciał z Okęcia w swą ostatnią podróż samolotem krajowym, lecąc do Wrocławia na uroczystość nadania Szkole Podstawowej nr 118 imienia płk. pil. Bolesława Orlińskiego. Dzięki temu miałem zaszczyt gościć Go w swoim mieszkaniu. Wielkim przeżyciem dla Generała było wysłuchanie Marsza Lotników Katarzyny Gertner, odśpiewanego przez 65-osobowy chór szkolny, stworzony specjalnie na tę uroczystość. Marsz ten autorka zadedykowała lotnikom polskim, przekazując go na ręce Generała. Jak dotąd było to jedyne wykonanie tego utworu, który mógłby być ozdobą wielu imprez lotniczych. Stanisław Skalski następnego dnia samolotem ATR 72 PLL LOT wrócił do Warszawy. Często długie nocne siedział w fotelu przed otwartym oknem. Patrząc w czerń nieba wracał w myślach do dzieciństwa, lat młodości i dojrzałości. Często myślał o swym kochanym i rodzinnym Dubnie, gdzie przeżył najpiękniejsze lata życia, gdzie miał wielu przyjaciół, gdzie spotkał swoją pierwszą miłość. Następnego dnia opowiadał o swych przemyśleniach, z których wyłaniała się postać generała-filozofa, jakiego nie znaliśmy z potocznych, oficjalnych kontaktów. Nieraz czas wypełniała Mu modlitwa, kierowana do Boga słowami pacierza, wyuczonego przez mamę Józefę w dzieciństwie. Gdy mówił: Boże, pomóż mi, miał na myśli nie tyle pomoc w ulżeniu w cierpieniu, ile w Jego marzeniu o lepszy los Polski. Swoimi słowami modlił się też do Matki Boskiej Częstochowskiej. Czasami klękał przed jej obrazem w pobliskim Kościele Zbawiciela. Nigdy jednak nie prosił o przywrócenie Mu wzroku. – Cóż bowiem mógłbym powiedzieć Matce Boskiej, gdyby tak się stało? – mówił. Generał myślał również o czasie, gdy będzie musiał się przenieść na drugą stronę tęczy. Marzył o skromnym pogrzebie, mówiąc: oby na moim grobie znalazła się tylko jedna czerwona róża, róża miłości.

W tym czasie opłacałem wszystkie rachunki, związane z Jego mieszkaniem, za telefon itp. Generała oprócz mnie i rodziny odwiedzało jeszcze kilka zaprzyjaźnionych osób, jak związani z lotnictwem: Alina i Piotr Matwiejowie z Łodzi, Katarzyna Ochabska z Tarnowskich Gór oraz gen. bryg. pil. Jerzy Gotowała, który bardzo sobie cenił fachowość lotniczą Gospodarza. Ponadto często odwiedzali Generała nie związani z lotnictwem: Edward Ś. i jego żona Danuta, którzy podobnie jak ja, mieli do Niego dostęp przez 24 godziny na dobę. Każdego z nas uderzała wspaniała kolekcja obrazów, które we wszystkich pokojach zajmowały każdy wolny skrawek ściany. Zwracała też uwagę pedanteria Generała. Pokaźny księgozbiór chronił przed kurzem, zabezpieczając go od góry białym kartonem.

Jego mieszkanie było też zawsze otwarte dla przyjaciół-lotników z zagranicy. Gościli tu m.in. piloci z okresu wojny: Ludwik Martel i Tadeusz Dziewulski z Wielkiej Brytanii, Piotr Kuryłłowicz, Tadeusz Sawicz i Bohdan Ejbich z Kanady i Tadeusz Maj z USA.

5 marca 2003 pojawiłem się przed godziną 21-szą pod domem, gdzie Generał mieszkał. W górnej części okna, od środka, w pokoju, w którym On najczęściej przebywał, od zawsze była wystawiona flaga biało-czerwona. W oknie tym ujrzałem palące się światło, co przyjąłem z radością, bowiem wcześniejsza próba kontaktu z Generałem się nie powiodła, gdyż telefon mego Przyjaciela był stale zajęty. Jak się później okazało, słuchawka nie leżała na widełkach. Generał nie zawsze słyszał dzwonek domofonu, toteż drzwi wejściowe do budynku otwierali mi często zaprzyjaźnieni sąsiedzi. Gdy wysiadłem z windy na III piętrze, czekał już na mnie sąsiad z naprzeciwka z informacją, że Generał rano nie otworzył drzwi Danucie Ś., która przyszła z posiłkiem. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Będąc przekonany, że Generał jest w mieszkaniu, dobijałem się do drzwi niemal przez pół godziny. Wreszcie usłyszałem szuranie nóg po podłodze i chrzęst klucza. Po otwarciu drzwi ujrzałem Generała, który jednak natychmiast stracił przytomność. Zdążyłem Go pochwycić, zanim upadł i po dowleczeniu do łóżka natychmiast wezwałem karetkę pogotowia reanimacyjnego. Zadzwoniłem też do małżonków Edwarda i Danuty Ś. z prośbą o natychmiastowy przyjazd. Zanim zdążyli przyjechać, Generał ocknął się i zażądał odwołania przyjazdu karetki tak kategorycznie, że życzenie to musiałem wypełnić. Po przyjeździe małżeństwa Ś., po namowach, Generał zgodził się na zawiezienie Go do szpitala Wojskowego Instytutu Medycznego (WIM) przy ul. Szaserów w Warszawie. Transfuzje krwi, kroplówki i intensywne leczenie poprawiły znacznie stan Jego zdrowia. Po dwutygodniowym pobycie wrócił na własną prośbę do swego mieszkania, bowiem tam czuł się najlepiej. Jeszcze jednak w jedenastym dniu pobytu zapytał mi się, jak się w Instytucie znalazł.

Choć było wiadome, że od tego czasu będzie potrzebował intensywniejszej opieki, nie chciał się zgodzić na żadną stałą pomoc służby zdrowia. Pod koniec marca ub.r., gdy przebywałem u Niego wraz z Katarzyną Ochabską, dał się namówić na stałą pomoc swej pasierbicy, Jolanty Pusłowskiej, z którą łączył Go wybitnie pozytywny, wręcz serdeczny kontakt dwunastu wspólnych lat, spędzonych w jednej rodzinie. Pani Jolanta wspomina te lata bardzo ciepło. Wyczuwała, że ojczym odczuwa żal, że nie ma ona pełnego domu rodzinnego. Ona z kolei żałowała Go, że tak strasznie się męczy, iż mimo starań, niewiele może Ojczyźnie pomóc. Zawsze, od ósmego roku jej życia, gdy zamieszkali razem, wzajemnie się wspomagali. Stanisław Skalski spędziwszy lata młodości na wojennej tułaczce, i w komunistycznych więzieniach pozostał bezdzietny. Jolanta była spełnieniem Jego ojcowskich uczuć.

Pani Jolanta po kilku dniach pomocy zaproponowała Generałowi spotkanie ze swoją matką, a Jego byłą żoną, Marią Skalską, z którą mimo rozwodu utrzymywał kontakt. Mieszkanie zostało odświeżone w ciągu kilku dni, obie Panie przyrządzały smaczne posiłki. Pani Maria przebywała w mieszkaniu Generała codziennie od wczesnego rana do późnego popołudnia, przygotowując również kolację. Wychodząc, zabierała rzeczy do prania.

Generała odwiedzała również rodzina: brat stryjeczny Włodzimierz Skalski z synem Stanisławem i córką Joanną przyjeżdżali z Chełma, a Piotr Skalski, dla którego Generał był stryjem, przyjeżdżał z żoną z Krakowa. W tym gronie osób Generał czuł się bardzo dobrze. Przykładowo, zorganizowano Mu imieniny, na których też miałem szczęście przebywać. Piosenki kresowe, śpiewane przez całe towarzystwo z akompaniamentem akordeonisty wprawiły Generała w nostalgiczny nastrój, w oczach miał łzy szczęścia. Te chwile utrwaliłem na zdjęciach i na taśmie video (w ciągu ostatnich dwunastu lat takich nagrań dokonałem dziesiątki godzin).

Pod koniec maja ub. roku, po dwóch miesiącach wspaniałej opieki, Generał zaproponował Pani Marii, aby została w jego mieszkaniu na stałe. Propozycja ta ją zaskoczyła. Nie spodziewając się tego – odmówiła.

Ta decyzją okazała się brzemienna w skutkach. Kiedy bowiem 30 maja pojawiłem się przed drzwiami mieszkania Generała z Panią Marią, nie zostaliśmy wpuszczeni do środka. W mieszkaniu wraz z Generałem przebywała Pani Alicja B., którą poznaliśmy u Niego w połowie maja. Jako osoba spoza Warszawy została wówczas zaproszona przez Edwarda Ś. na nocleg do jego mieszkania. Wydaje się, że miał on plany, związane z wykorzystaniem tej pani do swych interesów. Jak się okazało, chciał on wszystkich przyjaciół Generała, ze mną na czele, pozbawić możliwości kontaktu z Nim. Od października 2002, jako pełnomocnik Generała, czyścił bowiem Jego konto złotówkowe w banku. On (…) wmówił Generałowi, że jest okradany, że winien być pilnowany przez policję i prokuraturę wojskową oraz, że nikt poza nim i Alicją B. nie powinien mieć możliwości wejścia do Jego mieszkania. Jest prawdą, że kilka dni wcześniej w mieszkaniu Generała przebywało podejrzane towarzystwo. (…)

Przez trzy miesiące, poczynając od 30 maja ubiegłego roku, nie miałem wstępu do mieszkania Generała, po czym Alicja B., zorientowawszy się, że śledztwo prowadzi prawdziwa prokuratura, zaczęła mnie do mieszkania wpuszczać. Jolanta Pusłowska i Maria Skalska nie miały jednak wstępu do tego mieszkania aż do śmierci Generała.

Dobre duchy i oszuści

Gdy rodzina zaczęła podejrzewać, że wokół Niego szerzy się bezprawie, wystąpiła do prokuratury, która wszczęła śledztwo. Okazało się, że Edward Ś., któremu Generał dał pełnomocnictwo do korzystania z konta, wraz z kolegą policjantem Bogdanem F. nie tylko sprzeniewierzyli pieniądze, zdeponowane w banku, ale Edward Ś. zdążył Jego mieszkanie przepisać na swoją hipotekę, w zamian za rzekomą dożywotnią opiekę. Stanisław Skalski zaprzeczał temu do końca życia, mówiąc, że nigdy takiej woli nie wyraził, co mam potwierdzone na taśmie video.

Z tych powodów Edward Ś. został aresztowany we wrześniu 2003. (…)

Wobec Edwarda Ś. toczyły się w sądzie dwie sprawy: o unieważnienie zapisów związanych z przejęciem mieszkania Generała oraz sprawa karna o kradzież Jego mienia. Żadna z nich do dnia pisania tych słów (12 grudnia) nie doczekała się zakończenia, mimo starań rodziny o przyspieszenie postępowania w związku z podeszłym wiekiem Generała. Mało tego: kilka dni po śmierci Generała pierwsza z tych spraw została umorzona.

Tajemnicze i podejrzane są powody przejęcia opieki nad Generałem przez Alicję B. Raz twierdzi ona, że zajęła się Nim na prośbę wielkopolskich seniorów lotnictwa, innym razem, że na prośbę lotników zagranicznych. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdziwe, bowiem przez poprzednie dwa miesiące Generał miał najlepszą pomoc, jaką sobie mógł wymarzyć: pomoc Jolanty Pusłowskiej i Marii Skalskiej. Zatem żadna inna pomoc nie była Generałowi potrzebna. Nie można również oceniać pozytywnie doprowadzenia przez Alicję B. do uzyskania przez nią notarialnego pełnomocnictwa reprezentowania Stanisława Skalskiego wobec wszelkich osób fizycznych i prawnych w sytuacji, gdy Jego percepcja umysłowa była nienajlepsza i zmienna w czasie. Alicja B. Przebywała z Generałem w Jego mieszkaniu przez ponad 17 miesięcy.

Pomimo tych dramatycznych okoliczności prawdziwe jest stwierdzenie, że ostatnie lata Generała nie upływały ani w nędzy, ani w samotności. Co miesiąc na Jego konto wpływała emerytura w kwocie około 4500 zł. Znaczną pomoc finansową przez wiele miesięcy udzielał stryjowi Piotr Skalski. 3000 zł wyasygnowali na opiekę przyjaciele Generała z Fundacji Stowarzyszenia Lotników Polskich w Wielkiej Brytanii. Z tej Fundacji pochodziły również pieniądze na remont łazienki i kuchni w mieszkaniu Generała. Ich wydatkowanie nadzorowali: gen. bryg. pil. Edward Hyra i płk Zenon Krasowski, zawsze chętni do wszelkiej pomocy. 8000 zł uzyskał Generał za samochód fiat punto, który od Niego kupiłem w maju ubiegłego roku (samochód ten został mi skradziony we Wrocławiu spod domu po trzech tygodniach i nigdy się nie odnalazł).

W tym czasie Stanisław Skalski przebywał kilkakrotnie w szpitalach: WIML, bądź w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA nieraz w bardzo ciężkim stanie. Wszystkie dolegliwości znosił godnie i spokojnie.

Nasze ostatnie spotkanie

Ostatni raz widziałem Generała w Jego mieszkaniu na początku października. Omawialiśmy propozycję wykonania w Tunisie pomnika, poświęconego Polskiemu Zespołowi Walczącemu, czyli sławnemu Cyrkowi Skalskiego, złożoną przez byłego ambasadora w Tunisie, Pana Karpińskiego.

Kolejne próby kontaktu były nieudane, ze względu na milczący telefon. Również rodzina nie wiedziała, co się z Generałem dzieje. Okazało się, że Alicja B. umieściła Go 12 października br. w Zakładzie Opiekuńczo-Pielęgnacyjnym Wojskowej Akademii Technicznej (…). Dzięki 90-letniemu płk. pil. Tadeuszowi Sawiczowi, najznamienitszemu z obecnie żyjących polskich myśliwców, który odwiedził Generała, rodzina dowiedziała się po kilku dniach o miejscu Jego przebywania.

Stanisław Skalski w tym Zakładzie czuł się w pierwszych dniach dobrze. Potem jednak samopoczucie Jego pogorszyło się na tyle, że zaszła konieczność umieszczenia Go w WIM przy ul. Szaserów w Warszawie. Tu był odwiedzany przez rodzinę i swych najwierniejszych przyjaciół.

Gdy dowiedziałem się o miejscu Jego pobytu, również się tam zjawiłem w poniedziałek, 8 listopada, wraz z Marią Skalską, która wraz z córką Jolantą była tam najczęściej odwiedzającą osobą. Generał poznał mnie, a kilka godzin tam spędzonych upłynęło w atmosferze wielkiej życzliwości i ciepła. Wspólnie z Panią Marią i personelem oddziału wyposażyliśmy łóżko Generała w materac przeciwko odleżynom, przekazany przez Panią Jolantę. Kiedy opuszczałem Generała, powiedział do mnie w całkowitym spokoju: jeszcze dzień, dwa… Tego dnia wieczorem Stanisław Skalski poprosił Alicję B. o zwrot kluczy do mieszkania, na co ona się nie zgodziła. Był to dla Niego wielki cios.

Po względnie dobrym samopoczuciu w następnym dniu, w kolejnym nastąpiło pogorszenie. W czwartek 11 listopada stan Generała był już krytyczny. Jolanta Pusłowska, bywająca w Instytucie codziennie, była ostatnią osobą, która widziała Go żywego. Generał zdawał sobie sprawę ze swego stanu, wiedział, co Go wkrótce czeka…

Odejście bohatera

Zmarł w piątek, 12 listopada, o 3:15 w nocy. Ostatnie dni przeżywał z godnością i spokojem, podobnie, jak pół roku wcześniej w Kanadzie Jego przyjaciel, Janusz Żurakowski.

Dwie godziny przed mszą świętą pogrzebową w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przy ul. Długiej w Warszawie najbliższa rodzina pożegnała Generała przy otwartej trumnie. Wtedy na Jego mundur generalski położyłem tę jedną różę, różę miłości, ozdobioną biało-czerwonymi wstążeczkami.

19 listopada Stanisław Skalski spoczął na Cmentarzu Powązkowskim Wojskowym w Kwaterze Zasłużonych A 29 tuje, niedaleko grobu swej matki. Z przykrością trzeba stwierdzić, na pogrzebie Generała nie był obecny nikt spośród najbardziej znaczących polityków nawy państwowej.

Dwanaście lat wcześniej, 8 sierpnia 1992 Stanisław Skalski żegnał na Cmentarzu Świętej Rodziny we Wrocławiu Bolesława Orlińskiego. W końcowych słowach pożegnania powiedział: Tu, na tych kresach zachodnich, żegnamy Go. Wierzymy, że o taką Polskę, o jaką On walczył i myśmy walczyli, zgodnie z tym, jak On i wielu starszych oficerów nas wychowywało. Walczyliśmy o Polskę wolną, suwerenną i niepodległą, ale nie o taką Polskę, jaka jest dzisiaj. Ale walka trwa i będzie trwała, aż wygramy!

Wtedy, gdy wierzyliśmy w Polskę uczciwą, przychylną obywatelom, słowa te dla wielu były niezrozumiałe. Dziś, gdy na szczytach władzy państwowej nierzadko ważniejsze niż dobro kraju zajmują prywatne interesy i partyjniactwo, te słowa oceniamy inaczej.

Gdy we wrześniu 1939 opuszczał rodzinne Dubno w drodze do Rumunii, ojciec Szymon przytulił Go mocno do piersi i powiedział: Stachu, pamiętaj, postępuj tak, żebym się Ciebie nie wstydził! To ojcowskie przykazanie wypełniał sumiennie przez całe życie. Pozostanie dla nas niedościgłym wzorem Polaka-patrioty, dla którego najdroższymi były słowa: miłość i prawda.

DROGI GENERALE: CZEŚĆ TWOJEJ PAMIĘCI!

Obszerna biografia Generała Stanisława Skalskiego autorstwa Katarzyny Ochabskiej, bogato ilustrowana zdjęciami, ukazała  się drukiem w 2005